Dzisiaj na niebie możemy obserwować ciekawe zjawisko, zwane jako Pełnia Truskawkowego Księżyca. Nieprzypadkowo pełnia ta wypada akurat dziś, 22 czerwca. Noc przesilenia letniego wprowadza nas w lato. Gorący okres. Przyroda działa na pełnych obrotach, owoce zaczynają dojrzewać, a ludzie z uśmiechem na twarzy zażywają promieni słonecznych, lub szukają schronienia przed skwarem. Noce sprzyjają obserwowaniu gwiazd i księżyca, a cały ten okres wręcz prosi się o to, by trochę odpocząć, zastanowić, a potem przeorganizować swój plan działania.
Dzisiejsza pełnia to idealny okres do tego, żeby pochylić się nad tym, jak ważne jest osiągnięcie wewnętrznego poczucia spokoju.
Często gnam przed siebie, w nawale obowiązków, nie mogąc dostrzec tego, jak wiele błędów popełniam i jak wiele szans do wykorzystania każdego dnia rodzi się na moich oczach.
Siedzę, patrząc w niebo i myślę sobie, jak często stresuję się niepotrzebnymi rzeczami.
Skąd we mnie ta presja?
Dałem się podejść.
Zamiast wierzyć w proces, który rok za rokiem prowadzi mnie do miejsca, w którym chciałbym się znaleźć i rozkoszować się drogą, wciąż szukam windy, która poprowadzi mnie w ekspresowym tempie prosto na sam szczyt.
Czy o to właśnie chodzi w życiu? Żeby siedzieć na szczycie niczym samotny Arthas z The Frozen Throne?
Czemu więc największą frajdę z ostatnich dni sprawiła mi wędrówka leśną ścieżką prowadzącą do Palácio Nacional da Pena w Sintrze, gdzie po prostu rozkoszowałem się niesamowitymi widokami, jakie roztaczały się wokół mnie?
W końcu jesteśmy tu tylko na chwilę, więc co jest bardziej wartościowe? Przeżycia, które będę rozpamiętywać na starość, czy dobre ciuchy, auto i telefon, który wymienię za chwilę, bo przestaną spełniać swoje zadania?
Czasem warto się zatrzymać i zastanowić, by móc to zauważyć.
To co naprawdę ważne, to rodzina i bliscy. Czas spędzony na obustronnych rozmowach, gdzie z życzliwością i zaciekawieniem opowiadamy o swoich przeżyciach. To ciężka praca, dająca poczucie spełnienia. Noce zarwane na tym, by odnaleźć siebie. Treningi siłowe okupione ciągłym bólem, lecz dające ogromną satysfakcję. Przeczytane książki, które zmieniają pogląd na świat. Podróże, dzięki którym coraz lepiej poznaję, jak różnorodni jesteśmy i jak wiele jest jeszcze przede mną. To dom, do którego można wracać, by czuć się jak u siebie. Poczucie bezpieczeństwa i łączności z Wiecznym Źródłem. Dopiero potem rzeczy, które posiadam.
Przypadkowo trafiłem na książkę “Księga niepokoju”, którą stworzył Fernando Pessoa. Pisał on w niej, że nic we Wszechświecie nie może być posiadane przez nikogo. Nie da się bowiem posiadać atomów.
To niesamowite, że biorąc to pod uwagę przez większość swojego czasu robię rzeczy, które mają przybliżyć mnie do możliwości “posiadania” coraz większej ilości aktywów.
Pragnę być wolny, a wewnętrzny imperatyw wolności zniewala mnie i pcha w mroczną pętlę sprzężenia zwrotnego. Im bardziej chcę być wolny, tym bardziej zniewalam sam siebie do tego, żeby móc to osiągnąć.
Czy to na pewno dobre podejście?
Czas się przeorganizować.
Trzeba płynąć z prądem, zamiast szorować po dnie próbując walczyć z falami.
Zamiast walczyć z Posejdonem jak Kaligula, muszę zbratać się żywiołem oceanów i dobrze dbać o swój okręt. A kiedy zawitam do portu, z radością wykorzystam wszystkie możliwości, jakie się z tym wiążą i przygotuję zapasy, bo nigdy nie wiadomo, kiedy będzie mi dane zrobić to ponownie.
Pamięć o tym daje mi spokój, którego tak bardzo jest brak mi każdego dnia.
Dzisiejszej nocy jestem w takim porcie. Niedługo jednak znowu wyruszę, kierując statek wprost w sztormy i burzę. Modlę się o to, żebym znów nie dał się podejść.
Zainteresował Cię dzisiejszy wpis? Chcesz zobaczyć więcej? Zapraszam Cię na podstronę bloga MonuMentalnie.com. Wystarczy, że klikniesz tutaj.
Jeśli chcesz dołączyć do naszej społeczności, zajrzyj także na Facebook, LinkedIn oraz Instagram!
70
Leave a Reply